4381851322_d46fd7d75e_b

Prawo do bycia zapomnianym? Nie, w przypadku prasy! ważne orzeczenie).

Dodano: grudzień 4, 2014 Kategoria: Odpowiedzialność Autor: Maciej Godyń

Jak informowaliśmy w poście Google a prawo do zapomnienia, Trybunał Sprawiedliwości UE w wyroku z dnia 13 maja 2014 roku w sprawie C-131/12 uznał, że operator wyszukiwarki internetowej jest zobowiązany do usunięcia z wyświetlanej listy wyników wyszukiwania, mającego za punkt wyjścia imię i nazwisko danej osoby, linków do publikowanych przez osoby trzecie stron internetowych zawierających dotyczące tej osoby informacje. Czy znaczy to, że w każdym wypadku, informacja o osobie, zamieszczona w Internecie przez osoby trzecie, powinna być aktualizowana, bądź usuwana? Okazuje się, że nie jest to wcale takie oczywiste. Jak wynika z wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 17 czerwca 2014 r. sygn. akt I ACa 74/14), w przypadku prasy internetowej, sprawa może wyglądać zgoła odmiennie.

Stan faktyczny sprawy
Wyrok zapadł w sprawie, w której portal internetowy pozwany został za naruszenie dóbr osobistych. Chodziło o publikację artykułu o tytule „List gończy za G.".

W dniu 7 kwietnia 2005 roku przeciwko biznesmenowi wydano list gończy. Tego samego dnia w serwisach internetowych zaczęły pojawiać się artykuły na temat okoliczności, podstaw i rodzaju stawianych biznesmenowi zarzutów, ustaleń i czynności organów ścigania wobec niego, a także nakreślające ogólnie jego sylwetkę. W dniu 22 kwietnia 2005 roku na pozwanym portalu internetowym ukazał się artykuł, oparty informacjach Prokuratury, zatytułowany „List gończy za G.", w którym podano, że Prokuratura wydała list gończy za rzeczonym biznesmenem, znanym akcjonariuszem giełdowym. Podane zostały czyny, których popełnienie prokuratura zarzuca biznesmenowi. W artykule pojawiły się też informacje dotyczące życia osobistego, jak również stanu majątku biznesmena. Pod tekstem artykuł opatrzony został datą „pt, 22 kwietnia 2005 09:02". W późniejszym czasie treść artykułu nie była aktualizowana.
Jeśli chodzi o postępowanie karne w sprawie biznesmena, to jeszcze w roku 2005 uchylono środki zapobiegawcze względem niego, a w roku 2007 postępowanie umorzono.

Jak się jednak okazało, artykuł nie zniknął z sieci. Zapoznała się z nim córka biznesmena wiosną 2012 roku i przekazała mu informację, że według treści zamieszczonych w Internecie nadal wydaje się on być poszukiwany przez Policję. Podobne wrażenie odnieśli jej znajomi oraz pozostała część rodziny biznesmena. Dlatego też, zanim sprawa trafiła do sądu, wezwał on portal do usunięcia artykułu, co jednak spotkało się z odmową ze strony portalu.
W związku z tym, biznesmen postanowił podjąć kroki prawne i wniósł pozew przeciwko portalowi. Podnosił, że portal naruszył jego prawo do prywatności. Wskazywał również, że artykuł znajduje się na portalu w niezmienionej formie od 2005 roku, co narusza jego dobre imię wywołując u czytelników fałszywe przekonanie, że jest do dziś osobą ściganą.

Z kolei portal wskazywał, że artykuł został sporządzony w oparciu o rzetelne i powszechnie dostępne materiały i był zgodny z prawdą w dniu opublikowania, obecnie nabrał charakteru historycznego. Portal wskazał również, że biznesmen jest osobą, która skupia uwagę lokalnej społeczności, co sprawia, że za publikacją artykułu przemawiał interes publiczny, a żadna z podanych informacji nie narusza jego dóbr osobistych.

Zdaniem Sądu Okręgowego
W pierwszej instancji sprawą zajmował się Sąd Okręgowy, który doszedł do przekonania, że portal dopuścił się naruszenia dobrego imienia biznesmena. Naruszenie to spowodowane miało być przez utrzymywanie na portalu artykułu zawierającego informacje o poszukiwaniu biznesmena listem gończym, postawieniu mu zarzutów i wydaniu postanowienia o tymczasowym aresztowaniu w niezmienionym brzmieniu, podczas gdy przedstawiony w artykule stan faktyczny uległ radykalnej zmianie. Z kolei treść publikacji zawierała stwierdzenia, które mogły wskazywać, że Prokuratura wydała list gończy „wczoraj", zarzuty chciano postawić „jesienią zeszłego roku, jednak ten nie stawiał się na wezwania", list gończy wydano „w czwartek". Sąd Okręgowy podniósł również, że każdy może odnaleźć artykuł przeglądając zawartość serwisu, dział „biznes", jak też np. poprzez wyszukiwarkę. Wskazał również, że portal nie posiada wyodrębnionego działu „archiwum", ani nie stosuje adnotacji, oznaczeń, itp. odnośnie aktualności artykułów, niezależnie od daty ich powstania. Równocześnie Sąd Okręgowy uznał, że od chwili dezaktualizacji powołanych w artykule okoliczności, jego treść godziła w cześć biznesmena. Sąd nie podzielił stanowiska portalu, że umieszczenie daty pod właściwym tekstem artykułu stanowi wystarczające zastrzeżenie, że materiał ma charakter historyczny i odbiega od aktualnej rzeczywistości. Wskazał, że użytkownik najpierw zapoznaje się z treścią artykułu, wykształca się w nim przekonanie o niedawnym podjęciu działań przez organy ścigania, natomiast dopiski pod artykułem zostaną zlekceważone. Sąd Okręgowy podkreślił także, że możliwa jest interpretacja, iż bohater artykułu nieprzerwanie od kwietnia 2005 roku ma kłopoty z prawem, ponieważ w żadnym miejscu portalu użytkownik nie jest w stanie uzyskać informacji, że zarzuty wobec przedstawionej w tekście postaci okazały się bezzasadne. Sąd Okręgowy zaznaczył także, iż portal nie może zasłaniać się niewiedzą o utracie przez artykuł aktualności – od chwili otrzymania wezwania biznesmena był świadomy bezprawności swego działania. W konsekwencji doszło do naruszenia przez portal dobrego imienia biznesmena. Jednocześnie Sąd Okręgowy uznał, że artykuł nie naruszał prawa biznesmena do prywatności. Informacje zawarte w artykule były znane szerokiemu gronu odbiorców na długo przed jego publikacją i pochodziły z jawnych źródeł.

Sąd Apelacyjny nie zgodził się z Sądem Okręgowym
Rozpoznając apelację złożoną w tej sprawie, Sąd Apelacyjny w Warszawie nie podzielił stanowiska Sądu Okręgowego. Przede wszystkim Sąd Apelacyjny uznał za nieprawidłowe stanowisko Sądu Okręgowego, jakoby przeciętny użytkownik Internetu mógł odnieść podczas lektury artykułu wrażenie, iż został on sporządzony niedawno i w dalszym ciągu zawiera aktualne fakty. Artykuł został przecież opatrzony adnotacją „pt, 22 kwietnia 2005 09:02" w miejscu, w którym użytkownik przeglądający materiały publikowane na stronach internetowych takiej adnotacji się spodziewa. Sprawia to, że oznaczenie artykułu informuje Internautę, iż ma on do czynienia z informacją wytworzoną elektronicznie w dniu 22 kwietnia 2005 roku, o godzinie 9:02. Sąd Apelacyjny podkreślił, że w środowisku internetowym, w szczególności na portalach i na forach internetowych przyjęło się, iż datę „ostatniej modyfikacji" należy upatrywać, jako datę ostatniej edycji wiadomości wysłanej pierwotnie. Pozwala to, w sytuacji nieograniczonej ingerencji, na pewną kontrolę zmian treści w środowisku internetowym. Zdaniem Sądu Apelacyjnego, nie można uznać, że w powszechnej świadomości Internet funkcjonuje, jako źródło informacji najnowszych, najbardziej aktualnych, a to z uwagi na możliwość ciągłej edycji treści. W sieci można przecież często natrafić na artykuły z popularnych polskich portali internetowych zamieszczonych jeszcze w 2000 czy w 2001 roku. Swoista „aktualność" Internetu wyraża się nie w możliwości ciągłej edycji treści w nim umieszczanych, lecz w jego interaktywności, która – w opozycji do mediów tradycyjnych – pozwoliła użytkownikom domowym na nieznany dotąd, błyskawiczny i kompleksowy dostęp do ogromnej ilości informacji. Sąd Apelacyjny wskazał również, że Internet straciłby wiele ze swoich walorów, gdyby „wyczyścić" go z treści historycznych. Archiwizowane informacje, często nieaktualne, stają się bogatym źródłem informacji dla osób poszukujących w sieci szeroko pojętej wiedzy czy rozrywki. Sąd Apelacyjny porównał również Internet do mediów tradycyjnych, wskazując, że wydania gazet, czasopism czy programów telewizyjnych również są składowane w archiwach, przy czym dostęp do nich dla użytkowników jest już znacznie trudniejszy. Z tych wszystkich względów powództwo biznesmena przeciwko portalowi zostało oddalone.

Analiza wyroku Sądu Apelacyjnego

Wyrok Sądu Apelacyjnego, w zakresie dotyczącym porównania Internetu do tradycyjnej prasy, w pewnym zakresie powiela stanowisko wyrażone przez Sąd Najwyższy w postanowieniu z dnia 29 czerwca 2010 r. sygn. akt I KZP 7/10). W tym wypadku Sąd Najwyższy również uznał, że Internet nie różni się od archiwalnych wydań tradycyjnej prasy, które mogą być dostępne dla każdego. Tym razem jednak, Sąd Apelacyjny zwrócił uwagę na ułatwioną dostępność internetowych publikacji, w stosunku do prasy tradycyjnej. Nie wpłynęło to jednak na rozstrzygnięcie w opisywanej sprawie.

Zastanowić się jednak należy, czy takie podejście jest słuszne, w szczególności w świetle orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości UE z dnia 13 maja 2014 roku. Jest ono pewnym wskazaniem tendencji, która coraz bardziej rozwija się w europejskim prawie, mianowicie zwiększania ochrony prywatności w Internecie. Skoro, zdaniem Trybunału, wyniki wyszukiwania mające za punkt wyjścia imię i nazwisko danej osoby powinny być usuwane, uzasadniony wydaje się pogląd, że powinno się to również przenosić na grunt publikacji prasowych, w szczególności, gdy zawierają one informacje, które dotyczą osoby, a nie są już aktualne. W takim wypadku można byłoby mówić, że orzeczenie podąża za europejskimi standardami, mającymi na celu zwiększyć ochronę prywatności. Jednak trzeba zwrócić uwagę na fakt, że orzeczenie Trybunału skierowane jest do operatorów wyszukiwarek internetowych, a nie administratorów portali.

W opisywanej sprawie, wyrok Sądu Apelacyjnego wydaje się stać nieco w sprzeczności ze stanowiskiem Trybunału Sprawiedliwości UE. Wyrok Trybunału miał na celu zwiększenie ochrony prywatności osób w sieci. W sytuacji, gdy każdy z użytkowników Internetu może bez problemu zamieścić dowolny wpis w Internecie, podejście takie wydaje się być uzasadnione. Sąd Apelacyjny w odmienny sposób podszedł do tej kwestii. W polskim porządku prawnym w dalszym ciągu istnieje tendencja do porównywania Internetu do tradycyjnej prasy. Dostępność informacji oraz łatwość ich wyszukania nie mają dla polskich sądów znaczenia w tym zakresie.
Pamiętać jednak należy, że wyznaczenie granicy pomiędzy cenzurą treści znajdujących się w Internecie, a ochroną dobrego imienia oraz prywatności poszczególnych osób, jest bardzo istotne. Nie ulega również wątpliwości, że jest to niezwykle trudne zadanie.

Masz pytania dotyczące tematu artykułu? Skontaktuj się z autorem.

2DM_4267b

Maciej Godyń
Radca Prawny
maciej.godyn@lubasziwspolnicy.pl

Wykonanie Agencja Interaktywna Czarny Kod www.czarnykod.pl

Copyright by Lubasz i Wspólnicy

NULL

Używamy cookies i podobnych technologii. Uzyskujemy do nich dostęp w celach statystycznych i zapewnienia prawidłowego działania strony. Możesz określić w przeglądarce warunki przechowywania cookies i dostępu do nich. Więcej